wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział I

rozdział edytowany
Dedyk dla Kaspiana. 
Wariacie mój już niedługo się zobaczymy.
pisane przy: 
Adam Lambert - Better Than I Know Myself
Nicole Scherzinger - Try With Me
Adam Lambert - Never Close Our Eyes

The Calling - Adrienne
Imagine Dragons - Bleeding Out
Joe Jonas - All This Time
Kacper - Posłuchaj mnie
Seether - Broken
The Rasmus - In The Shadow
Imagine Dragons - Radioactive
Lacuna Coil - Spellbound

Westlife - Close Your Eyes
Morandi - Angeles
Colbie Caillat - When The Darkness Comes
Kase and Wrethov - One Life
Florence and The Machine - Drumming Song
Florence and The Machine - Never Let Me Go
Imagine Dragons - My Faut
Avicii - My Brother
Mike Posner - Cooler Than Me
_________________________________________________________________

** perspektywa Shane'a
No i wróciłem. Wiedziałem że tak będzie. A to że wróciłem sam, to już inna sprawa. Tylko teraz powstał problem gdzie się ulokować. Niby mógłbym u Michael'a, bo dzwonił i się pytał kiedy wracam. Tak, to dobry pomysł. Zadzwonię do Mike'a i spytam czy oferta zamieszkania z nim nadal aktualna.
2 sygnały..... 4 sygnały..... odbiera.
- Dom Glassów, Eve przy telefonie. - mówi damski głos.
- Eve? Rosser? Co ty robisz u Michael'a? - pytam zdziwiony.
- No Rosser, Rosser. A co robię u Mike'ego powiem jeśli zdradzisz kto dzwoni.
- Shane Collins, a teraz mów co robisz u Glassów.
- Collins?! Bosz, wracasz do miasta? Super. Mieszkam z Michael'em jakbyś chciał wiedzieć ciemnoto.
- Tak wracam. Kogo jeszcze tam macie? Żebym się nie zdziwił jak tam będę.
- Tylko ja i Michael. A na przeciwko Danvers mieszka sama. To kiedy będziesz?
- Jakoś za 20 minut. Wiesz może czy oferta wolnego pokoju wystawionego przez blond Glassa jest ważna?
- Tak, jest ważna. Dobra to powiem Mike'owi że będziesz.
- Spoko. Na razie.
- Narka.
Rosser u Glassa mieszka? Oni - razem? No okey Eve odkąd skończyła 14 lat się w nim buja z wzajemnością, no ale że mieszkają razem? Dobra, ich sprawa. Zaraz, chwila, moment. Danvers mieszka SAMA? Ona nie ma czasem 16 lat? No chyba że u nas też nie mieli jej czego uczyć i studiuje na miejscowej uczelni. Ciekawe czy bardzo się zmieniła? pomyślałem. Cholera, Collins o czym ty myślisz?!
~~~~~~~~~~~~
Idąc w stronę Lot Street zamyśliłem się. Co jest raczej niezbyt dobrym pomysłem w tym mieście. No więc zmyślony nie zauważyłem skulonego w cieniu krwiopijce, który chyba tylko czekał na rozkojrzonego gościa idącego chodnikiem. Zorientowałem się dopiero jak przygwoździł mnie do ściany i powoli nachylał się w stronę mojej szyi. Byłem tak zdezorientowany że nie wiedziałem co robić.
- Myrnin!! Zostaw go!! - krzyczała jakaś dziewczyna.
Wampir, zrezygnowany westchnął tylko, puścił mnie i odsunął się. Miał na sobie zieloną hawajską koszule, beżowe bermudy i...... kapcie króliki-wampiry na nogach.
- Claire, nie widzisz że poluję? A taka dorodna zdobycz mi się trafiła. - powiedział Myrnin(?) do dziewczyny.
- U siebie w lodówce masz świeżą dostawę. Idź do domu i nie poluj na nikogo po drodze. Co, znów zmieniły ci się upodobania? - spytała Claire(?) i dodała mówiąc do mnie - Przepraszam za niego. Nic ci nie zrobił? - spojrzała na mnie - Zaraz, chwila. Shane?! No nie wierze! Wróciłeś. - znów zwracając się do wampa - Jeszcze tu jesteś? Mówiłam ci idź do domu. Chyba nie chcesz żeby Bob ucierpiał?
- Nie - zaskamlał.
- To co ty tu robisz?
- Już idę - szybko dodał przestraszony - Ale nie zrobisz nic Bobowi?
- Nie, jeśli zaraz pójdziesz do swojej nory.
Jak tylko skończyła to zdanie, Myrnin w wampirzym tempie śmignął do... no tam gdzie miał iść. Claire nie tylko zmieniła się pod względem wyglądu w ciągu tych dwóch lat, ale też z charakteru stała się odważniejsza.
- Claire? Kto to w ogóle był? - spytałem
- Myrnin? Mój szalony szef naukowiec. A Bob to jego pająk, którego kocha, dlatego był taki przestraszony kiedy zagroziłam że coś mu zrobię. To gdzie szedłeś, zanim ten wariat ci przeszkodził?
- Ja? Do Domu Glassa. Dopiero co wróciłem i na razie nie mam gdzie mieszkać, a Mike zaproponował pokój u siebie.
- Aha. Chodź najpierw do mnie, bo Myrnin drasnął kłem twoją szyję i krwawisz. Opatrzę ci to i dopiero pójdziesz do Michaela'a. Może być?
- No dobra.
~~~~~~~~~~~~
Ulica Lot Street nie zmieniła się za bardzo odkąd byłem tu ostatni raz. Dom Claire wyglądał prawie tak samo jak stojący naprzeciwko Dom Glassów, tyle że u Claire ganek był odmalowany na biało i zawieszony byłe dzwonki wietrzne. Drzwi były ciemno brązowe, a barierki ciemno zielone. Fajnie to wyglądało, zwłaszcza z tymi czerwonymi dachówkami na dachu. Nie wiem czy sama malowała dom, czy zatrudniła fachowców, ale dom wyglądał o wiele lepiej niż Dom Glassów naprzeciwko. Kiedy weszliśmy do środka, Claire wrzuciła do muszli stojącej na szafce klucze, odwróciła się do mnie i powiedziała:
- Idź do łazienki. Jest na górze, trzecie drzwi po lewej. Ja zaraz do ciebie przyjdę tylko wezmę z kuchni apteczkę.
Nie powiedziałem nic tylko kiwnąłem głową i poszedłem we wskazanym kierunku. Patrząc na układ pomieszczeń, można było dostać deja vu. Pokoje były tak samo rozmieszczone jak w każdym innym Domu Założycielki. Nawet wiedząc o tym, byłem zdziwiony. Doszedłem do łazienki. Była głównie w odcieniach niebieskiego, ale miała też trochę czerwieni i przebłyski czarnego. Dawało to niezły efekt. Widać Danvers ma dobry gust przyszło mi na myśl. Usiadłem na krawędzi wanny i czekałem na Claire. Po 5 minutach przyszła z czerwoną apteczką. Położyła ją na szafce przy drzwiach, otworzyła i wyjęła potrzebne rzeczy do opatrzenia rany. Wodą utlenioną zmoczyła wacik, lekko przekrzywiła moją głowę i zaczęła przemywać draśnięcie.
- Rana nie jest duża, ale lepiej założyć opatrunek. - stwierdziła i przykleiła opatrunek do mojej szyi. - No i gotowe. Chcesz coś do picia? Colę, sok, kawę czy coś innego?
- A co innego masz? - spytałem zaciekawiony.
- Wodę i chyba zostało mi trochę wina, po przedwczorajszym obiedzie. To co chcesz?
- Cola wystarczy. No chyba że chcesz mnie upić? - zażartowałem.
Widać jej to nie rozśmieszyło, bo spojrzała na mnie i wyszła. Zdezorientowany poszedłem za nią. Była w kuchni. Siedziała przy stole i chowała twarz w dłoniach.
- Co się stało? Powiedziałem coś nie tak? Claire, o co chodzi?
- Po prostu..... zorientowałam się że.... czuje się samotna.... i kiedy zażartowałeś z tym winem.... zresztą, nieważne. - wstała, podeszła do okna i podparła się rękoma o parapet, a głowę zwiesiła.
- Claire, nie wyjdę stąd, dopóki nie dowiem się o co chodzi. Pamiętasz, co mi powiedziałaś dwa lata temu na pogrzebie mojej siostry? Że jakbym chciał pogadać to żebym przyszedł do ciebie. Teraz ty masz jakiś problem i możesz mi powiedzieć co się dzieje. 
- Chodzi o to że..... - podniosła głowę, odwróciła się i spojrzała na mnie - że chciałabym żebyś zamieszkał tu ze mną. Wiem, wiem że pewnie wolisz mieszkać z kumplem, którego znasz od dzieciństwa, ale spójrz na to tak że mi także będzie łatwiej. Zrozumiem jeśli powiesz że wolisz mieszkać u przyjaciela niż u dziewczyny, którą ledwo znasz.
Normalnie mnie zatkało. Zamieszkać tu? Z nią? Chciałem od razu się zgodzić, ale wyszłoby na to że tylko czekałem aż to zaproponuje. Wiem, że będzie jej łatwiej dzieląc opłaty na dwie osoby, no i nie będzie już doskwierać jej samotność. Co powiedzieć? Zgodzić się? Czy powiedzieć że nie? 
- Jaki problem żebym lepiej cię poznał? Widzę że nie jest ci łatwo mieszkać samej, więc...... - a co tam przetrzymam ją trochę.
- Więc? No mów, Shane, no! - Była coraz bardziej zniecierpliwiona.
- Werble proszę..... więc, się zgadzam! - powiedziałem z uśmiechem.
- Naprawdę? 
- Naprawdę. U Mike'a i tak pewnie czułbym się jak piąte koło u wozu bo Eve z nim mieszka, a podejrzewam że są ze sobą więc, nie mam nic do stracenia. Znajdę jakąś pracę i pomogę ci z opłatami, zrobię jakiś obiad co parę dni, no i nie pozwolę ci więcej chodzić bez uśmiechu na twarzy.
Uśmiechnęła się szeroko. - Shane, jesteś niesamowity! Dzięki. Bardzo ci dziękuję.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek mojego telefonu. Na ekranie wyświetliło się że Michael dzwoni.
- Przepraszam na chwilę. - powiedziałem do Claire, a do telefonu rzuciłem - Co tam Mike?
- Stary gdzie ty jesteś? Miałeś być 40 minut temu. 
- Serio? 
- Tak. Serio. Eve się martwi że coś cię zjadło.
- No bo prawie zjadło. W końcu to Morganville. Mike wy jesteście z Eve parą?
- Eee... to żeś mnie zaskoczył. Tak, jesteśmy razem, a co?
- Tak myślałem. Stary słuchaj, rezygnuje z mieszkania u ciebie.
- Co? Czemu?
- No bo ktoś inny mi zaproponował mieszkanie razem i szczerze mówiąc bardzie mi to odpowiada, bo nie będę czuł się jak piąte koło u wozu. A mieszkając z wami tak bym się czuł.
- N dobra, ale gdzie się zatrzymałeś?
- W domu na przeciwko, Glass.
- Na przeciwko? Tam przecież Danvers mieszka. 
- No wiem. - powiedziałem uśmiechając się.
- Wolisz prawie obcą dziewczynę od swojego kumpla? 
- Tak - mój uśmiech jest coraz szerszy
- Stary, szacun.
No tym to mnie normalnie zaskoczył. Przecież sam chciał żebym z nim zamieszkał. Aaaa, już wiem. Mnie nie ma to ma z Eve więcej miejsca dla siebie. Takie buty. Rozumiem.
- No to powiedz Eve że nic mi nie jest, nic mnie nie zjadło i  że od dziś jestem waszym sąsiadem z naprzeciwka.
- Powiem. Dobra kończę. Cześć.
- Na razie.
Rozłączyłem się i włożyłem telefon do kieszeni.
- No. To który pokój mogę zająć? - spytałem Claire. 
- Masz 2 do wyboru. Chcesz je obejrzeć? Żeby porównać który wolisz?
- A po co? Pierwszy z brzegu mi wystarczy. 
Lekko się uśmiechnęła i kręcąc głową, westchnęła. - W takim razie pierwsze drzwi na lewo.
- Okey.
- To idź się rozgość a ja odgrzeję obiad, bo na pewno jesteś głodny.
Jakby na potwierdzenie jaj słów głośno zaburczało mi w brzuchu. Na ten dźwięk parsknęła krótkim śmiechem i wygoniła mnie z kuchni mówiąc żebym za 20 minut przyszedł. Co miałem zrobić? Wziąłem swój brązowy worek marynarski, stojący w korytarzu i poszedłem do wskazanego pokoju.
~~~~~~~~~~~~
Pokój, który Claire mi wskazała był całkiem spory, był w kolorze brązowym, ale takim jakby ktoś do farby dodał mleka, pod oknem stoi łóżko z czarną pościelą przy którym stała beżowa szafka nocna. W oknie jakieś firanki, a na lewo od drzwi stała, też beżowa, szafa na ubrania, a na przeciwko stało biurko. Ogólne pokój ciekawie wyglądał, ale nie przypominał pokoju faceta. Ciekaw jestem czy dostanę pozwolenie na własną inwencje twórczą jeśli chodzi o pokój. Myślałem właśnie jak by tu zmienić pokój, kiedy Claire mnie zawołała na obiad.
~~~~~~~~~~~~
W kuchni zauważyłem że moja nowa współlokatorka odkąd zgodziłem się z nią zamieszkać jest 10 razy szczęśliwsza niż kiedy godzinę wcześniej. Samotność musiała na prawdę jej doskwierać. pomyślałem.
- No..... to co do żarełka? - spytałem ciekawy.
- Spaghetti z sosem mięsnym. Co ci dać do picia? - odpowiedziała
- A co chciałem wcześniej?
- Colę.... Jezuu! Zapomniałam, miałam ci ją dać, ale mnie wzięło na smutki. Już ci daje.
Zacząłem się śmiać. Tak najzwyczajniej w świecie się śmiałem. Po chwili dołączyła do mnie Claire i śmialiśmy się tak przez chwilę. Normalnie. I to było fajne. Po prostu pośmiać się z kimś kogo lubisz. Takie chwilę są niesamowite i ten nasz wspólny śmiech był niesamowity. Bo trochę nas do siebie zbliżył. W końcu się uspokoiliśmy.
- No... to było.... super. Idę po tą cole. - powiedziała Claire.
- Siedź, ja po nią pójdę. Też ci wziąć? 
- Wolę wodę, ale zrobię ci tę przyjemność i wypiję z tobą.
- Wystarczyło powiedzieć 'tak'. - uśmiechnąłem się.
- Tak. - też się uśmiechnęła.
Podszedłem do lodówki, wziąłem napój i podałem go Claire. Przez chwilę jedliśmy w ciszy. Oboje nadal się uśmiechaliśmy po tym naszym śmiechu. Skoncentrowałem się na jedzeniu i stwierdziłem że spaghetti jest naprawdę dobre. Nawet lepsze niż mojej mamy, zanim popadła w depresje i.... Ale dobra bez takich smętnych myśli. Teraz trzeba się cieszyć, bo mam dach nad głową i powoduję uśmiech na twarzy dziewczyny, która mi się podo.... Chwila!! O czym ja myślę? zbeształem się w myślach. Postanowiłem przerwać tę ciszę.
- Więc... studiujesz?
- Tak. Przeskoczyłam dwa semestry. 
- Jaki kierunek?
- Fizyka komputerowa.
- A u Myrnina? On Myrnin ma?
- Tak, Myrnin.
- Co robisz u niego?
- Jestem jego asystentką. Wiesz: przynieś, podaj, pozamiataj. Ale też mu pomagam w jego projektach i myślę nad tym żeby coś sama zrobić, ale na razie nie mam pomysłu co. A ty? Co robiłeś w ciągu tych dwóch lat nieobecności w mieście?
Kiedy zadała to pytanie, na początku nie wiedziałem co jej odpowiedzieć. Wahałem się między powiedzeniem prawdy, a skłamaniem. Claire musiała zauważyć że biję się z myślami, bo powiedziała:
- Shane, cokolwiek byś robił, to należy do przeszłości. To było dawno i nie należy wracać do przeszłości. Zostaw ją za sobą. Pozwól jej umrzeć. Ja też w ciągu tych dwóch lat nie miałam lekko. 
- Jak to? Co się stało?
- Jak ci powiem co, podzielisz się tym co cię dręczy? Cokolwiek to jest na pewno nie wyrzucę cię za to z domu. 
- Okey, powiem ci. Więc mów.
- Jakoś pół roku po tym jak wyjechaliście, mój ojciec dostał zawału. Oboje z mamą dostali pozwolenie na wyjazd z miasta na leczenie. Miasto za wszystko płaciło. Jechali samochodem do Dallas. Prowadził tata. Kiedy byli na autostradzie, jakiś tirowiec jadący za nimi stracił panowanie na pojazdem i po prostu wjechał w nich. Tata zmarł na miejscu, a mama w szpitalu, podczas próby ratowania jej życia. Kiedy się o tym dowiedziałam, sama Założycielka powiedziała mi że, jestem już na tyle dorosła żeby mieszkać sama.
Dała mi dokument w którym było że sądownie i prawnie jestem dorosła mimo swoich niecałych 15 lat. Po za tym dokumentem dostałam klucze do domu i dowiedziałam się że dopóki nie skończę 18 lat ze wszystkich rachunków jestem zwolniona. Później dowiedziałam się że w zamian za to mam pracować u Myrnina.
No i to cała moja historia.
- Rzeczywiście nie miałaś lekko. Ja też nie miałem, więc wiem jak się mogłaś czuć po stracie rodziców.
- Taa... Dobra teraz ty mów co się działo. Obiecałeś.
- Wiem. No więc, jak wyjechaliśmy... - westchnąłem - od czego tu zacząć?... Zatrzymaliśmy się w jakiejś małej mieścinie, nawet mniejszej od Morganville, zatrzymaliśmy się w motelu i przez jakiś czas tam mieszkaliśmy, mieliśmy trochę kasy bo dostaliśmy odszkodowanie za śmierć Alyss i spalony dom.
Później, mama zaczęła mieć depresje i to taką że się z niej nie wyleczyła bo podcięła sobie żyły. Przynajmniej taka jest wersja dla niewiedzących o ciemnej stronie miasta. Tak naprawdę przypomniała sobie o mieście i tym całym tałatajstwie, wykorzystali chwilę gdy była sama w pokoju i upozorowali samobójstwo. Ja przez ten czas odkąd wpadła w tą depresję zacząłem.... zacząłem ćpać. Ojciec pił. Kiedy matka umarła, w ciągu paru tygodni ojciec znalazł jakiś gang motocyklistów, którzy stali się dla niego najlepszymi kumplami. Ja przestałem brać i się ogarnąłem. Ojciec też przypomniał sobie o wampirach i zapragnął zemsty. Chciał mnie wysłać na zwiady żebym mu wysyłał listy które pijawy są najgorsze i gdzie można je znaleźć. Wróciłem do miasta, ale nie dlatego że ojciec tego chciał, ja sam tego chciałem. Resztę już znasz. - zakończyłem moją opowieść. Przez chwilę trwaliśmy w ciszy. Ja musiałem się oswoić z tym że powiedziałem komuś o swoim życiu, a Claire... Claire chyba musiała to przetrawić.
- Miałeś nawet gorzej ode mnie.
- Taa. Chyba tak. - westchnąłem i weselej dodałem - Dobra! Dość tych smutków, coś wesołego trzeba zrobić. Takie pytanie do ciebie mam.
- Wal.
- Mógłbym przemalować pokój? Bo taki trochę nie męski jest. - uśmiechnąłem się niewinnie.
- Kiedy chcesz go przemalować? - też się uśmiechnęła, tylko jakoś tak... inaczej.
- Jak farbę kupię.
- A kiedy kupisz farbę?
Wyraźnie się ze mną drażniła.
- Się zobaczy.
- Ale co się zobaczy?
Czy mi się zdaje czy ona ze mną flirtuję?
- Jutro albo pojutrze kupię farbę.
- A kiedy pomalujesz?
- Myślę o weekendzie.
- Pomóc ci? Wolne wtedy mam.
- Jeśli chcesz.
- Chce.
Po naszej jakże fascynującej rozmowie, która jak się okazało trwała do 21:00, poszedłem do siebie. Położyłem się do łóżka. Leżałem ze 2 godziny, ale jakoś nie mogłem zasnąć. A że nie chciało mi się ruszać, postanowiłem poleżeć. Pomyślałem że może wkońcu sen mnie zmoży. I tak się stało. Po paru godzinach.
______________________________________________________________________
Ufff. Nareszcie skończyłam. Pisałam ten rozdział kilka dni i jestem z niego nawet zadowolona. Mam nadzieję że i wam się spodoba.