poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział IV

*oczkami Shane'a*
Budzę się rano i czuję ciepło na plecach. I coś ściskającego na boku i brzuchu. Z tym ciepłem to najpierw pomyślałem że słońce, ale ten ścisk mi nie pasował. Słońce przecież nie ściska w pasie. Aaaa.... Już pamiętam. Od kilku dni Claire ma koszmary w nocy, więc przychodzi do mnie, opowiada sen i zasypia. Nie przeszadza mi to. Alyssie chyba też nie, bo nic nie mówi. Chyba że nie wie. Tym lepiej. Im mniej się orientuje co jest między mną a Claire tym lepiej. Nie wyobraża sobie nie wiadomo czego. Nie to co Michael i Eve. Uważają, że skoro mieszkamy razem to sypiamy ze sobą. No i to jest prawda. Tylko że nie w ten sposób o jakim oni myślą.
-Shane?! - słyszę głos.
Więc nie jest ze mną najlepiej skoro słyszę głosy, a w pobliżu nie ma nikogo. Wogóle jakoś ciemno wszędzie. Nie widzę nawet swojej ręki, a macham nią przed twarzą.
-Co ty robisz? - pyta głos.
To jakaś paranoja!
Nie dość że słyszę głosy, to jeszcze oślepłem!
- Otwórz oczy, pacanie! - każe głos.
Aaaaa.... No tak. miałem zamknięte oczy, a ten głos to Lyss.
Co ona robi w moim pokoju? pomyślałem spanikowany. Otworzyłem oczy i widzę swoją siostrę.
- Co chcesz? - pytam.
- Szukam Claire. Wiesz gdzie jest?
Czyli nie wie że brunetka śpi wtulona w moje plecy.
Tylko żeby się teraz nie zdradziła.
- A nie ma dzisiaj zajęć?
- Dziś sobota i nawet do pracy nie idzie.
- To nie wiem. Która jest?
- 10:00
- A może poszła po śniadanie?
- Może. Dobra, jak przyjdzie to powiedz jej że chce z nią pogadać.
- Okey. I wypad z mojego pokoju kreaturo!
- Ide, już. Ide. Deklu.
Czyli poranek jak każdy inny. Lyss wyszła, a ja poczułem że Claire się trzęsie. Spanikowany odwróciłem się. Moja panika była nie potrzebna, bo ona się śmieje.
- Co cię tak śmieszy?
- Twoja ściema - odparła ze śmiechem.
-Ach tak? Taki śmieszny jestem? - uśmiechnąłem się groźnie.
-Tak
Zacząłem ją łaskotać. Normalnie płakała ze śmiechu. Jej śmiech zaalarmował Lyss, bo wpadła (znowu!!) do pokoju. Stanęła ja słup w drzwiach z głupią miną, nie rozumiejac co się dzieje. Zaraz się jednak ocknęła.
- A więc to taki sklep miałeś na myśli. - powiedziała.
Momentalnie przestałem łaskotać brunetkę. Gdy spojrzałem na siostre zobaczyłem, że sie uśmiecha. Ale spojrzenie mówiło "jeszcze pogadamy". Super.
- Dobra wypad! Wpadłaś, zobaczyłaś więc do widzenia
Jej ripostą byłe wytawienie języka. Odpuściłem.
Przytuliłem się do Claire, która nadla szybko oddychała po naszych wygłupach.
- Nigdy wiecej mnie nie łaskocz - oznajmiła.
- Dobra - pocałowałem ją.
_ _ _ Na śniadaniu (lunchu) _ _ _
*oczkami Claire*
Takie pobudki w wykonaniu Shane'a mogłabym mieć zawsze. On uśmiechaa sie, śmieje tylko do wybranych osób. To miło jest wiedziec że jest się w tej nielicznej grupie. Od momentu wprowadzki rodzeństwa  nie miałam zdołowanych dni. Tylko te koszmary. Ostatnio przeszło mi przez myśl żeby wprowadzić się do pokoju Shane'a. Nie mówiłam mu jeszcze o - jakże szalonym - pomyśle. Wystarczy mi widok spojrzenia Alyssy, kiedy nas zobaczyła.
Współczuje Shane'owi. Czekają go dziś same poważne rozmowy.
-Claire?
Podniosłam głowę.
-Co?
-Co ci? - pyta Shane.
-Zamysliłam się
-Coś poważnego?
-Nie - uśmiechnęłam się
Odwzajemnił uśmiech.
-To dobrze
- Weźcie nie obrzydzajcie. Patrzycie na siebie tak słodko, że rzygać sie chce. Zaraz zwrócę to co zjadłam - wtrąciła Lyss.
Ciekawe. Naprawdę tak na siebie patrzymy? Hmmm fajnie. Tylko lepiej sam na sam.
- Macie jakieś plany na dziś wieczór? - Shane
- Idę na nocke do koleżanki - Lyss
Brunet zrobił zdezorientowaną minę - Czemu nie uprzedziłaś?
- Bo nie. Nie jesteś moim ojcem żebym że wszystkiego ci sie spowiadała.
- Ojcem może nie, ale bratem tak. Starszym bratem. - ostatnie słowa dobitnie podkreślił.
- Przepraszam. Nie bulwersuj sie tak.
- A ty Claire? - spytał mnie.
- Brak planów - uśmiechnęłam się - A co? Masz jakieś plany związane z moja osobą?
- I to dużo. Ale wszystkie nie teraz i nie tu. - odpowiedział uśmiechem.
- Oesuu a ci znowu zaczynają. - wtrąciła Lyss - Mam na was rzygnąć żebyście przestali?
W tym samym czasie zapiszczał mój telefon, sygnalizując nadchodzącą wiadomość. Eve. "Wpadnij jak najszybciej. Najlepiej teraz."
- Ja lecę. Eve wzywa.
Dałam buziaka Shane'owi, kiewnęłam Lyss i wyszłam.
*oczkami Shane'a*
Wiedząc o co chodzi mojej siostrze od razu powiedziałem:
- Uprzedzając twoje pytania. Tak, jesteśmy razem. Nie, nie przespliśmy sie. Nie tak jak myślisz że to robimy.
- Ile jesteście razem?
- Jakieś 3 tygodnie.
- Czyli prawie od początku.
Pokiwalem głową
- Dobra, okay. Cieszę się że masz dziewczynę. Tylko jedno ale. Czemu dowiaduje sie ostatnia?
- Myślałem że wiesz.
- Tak samo jak wiedziałam że śpicie razem - była zbulwersowana.
- Od kilku dni Claire ma koszmary, więc śpimy razem.
- To moze.... żeby wogóle nie miała koszmarów.... śpijcie razem? Znaczy, niech sie wprowadzi do twojego pokoju.
- Nie masz nic przeciwko temu?
- Nie będę miała, jak nie będę słyszała jęków - zaśmiała się.
Też se wymyśliła pomyślałem.
- Jak już to śmiechy i blagania o litość - zawtórowałem śmiechem. - I mam nadzieję że przeprosisz Claire gdy wróci? Za swoje zachowanie?
- Tak. Przeprosze. Wiem że zrobiłam jej przykrość swoim zachowaniem.
- I tak trzymaj młoda - poparłem ją.
- Jestem w wieku twojej dziewczyny -zripostowała. I zatkała mnie.
*oczkami Claire*
- Ale co ty mówisz? - spytała Eve - Naprawdę chcesz go o to poprosić?
- Tak, ale najpierw pogadam z Lyss czy nie będzie jej to przeszkadzało.
- Nie powinno. Ale to do niej nie podobne żeby była niemiła do dziewczyny swojego brata. Chyba że była to Melinda albo Nat. Wtedy to im nieźle cisnęła. No i miała rację. Ale mniejsza z tym: naprawdę tego chcesz?
- Chce. Ale noo... - głośne huknięcie z piętra nie pozwoliło mi dokończyć.
Eve od razu poleciała sprawdzić co się dzieję. Pobiegłam za nią.  Na górze zobaczyłam przyjaciółkę stojącą przy jednym z pokojów. Zaglądała do środka.
- Eve? Co się dzieję?
Gotka drgnęła, jakby dopiero teraz przypomniała sobie o mojej obecności. Szybko cofnęła się i odwróciła.
- Eee.... Ekhm... No jakby tak... To tylko Michael. - udało jej się w końcu wyjąkać.
- To co on robi? Meble przestawia? - spytałam zdziwiona.
- Przebiera się. - szybko stwierdziła.
Uniosłam brew w niemym zdziwieniu.
- Nie chcesz wiedzieć - powiedziała - Mike!!
Ten nic nie powiedział tylko wyszedł z pokoju.
- Co tam? Cześć Claire - uśmiechnął się.
- Hej. Co to za hałas był?
- Nie chcesz wiedzieć - nieświadomie powtórzył słowa swojej dziewczyny - chodźmy na dół.
Tylko wypowiedział ostatnie słowa, mój telefon zaczął dzwonić.
Shane.
- Słucham cię
- Długo jeszcze będziesz u Glass'ów? - spytał.
- Nie. Zaraz wracam. A co?
- Nic. Lyss będzie niedługo wychodzić, a chce jeszcze z tobą pogadać.
- Aa okay. To zaraz będę.
- No widzimy się.
Po zakończeniu rozmowy, spojrzałam na przyjaciół i powiedziałam:
- Zbieram się. Tęsknią już za mną. - uśmiechnęłam się.
- Pozdrów ich.
*oczkami Alyssy*
Miło znów mieć dach nad głową. I starszego wnerwiającego brata. Czas bez rodziny po pożarze, był koszmarem. Teraz? Teraz jest inaczej. Znów mogę się droczyć z tym pawianem. Z damskim problemem mogę iść do Claire. Z powrotem mam rodzinę. A to że Claire zaliczam do rodziny, to już inna sprawa. Mój brat nigdy nie był z dziewczyną dłużej niż tydzień. A oni są prawie miesiąc. Czyli równie dobrze mogę brunetkę nazywać bratową.
- Lyss! - oo ktoś mnie woła.
No to idę pomyślałam.
Zeszłam do salonu, gdzie zauważyłam że Claire wróciła.
- Claire? Przepraszam za rano. Trochę mnie zdezorientowało to że dowiaduje sie ostatnia o was. Przepraszam.
- Nie ma sprawy. Też pewnie bym tak zareagowała. To o czym chciałaś ze mną pogadać?
-Shane wie o co chodzi wiec... Wiem że śpicie ze sobą od jakiegoś czasu z powodu twoich koszmarów.... I tak pomyślałam...... Wprowadź się do niego. Jeśli jego obecność ci pomaga.
Przez chwilę stała i patrzyła na mnie zdziwiona. Widać było że chce coś powiedzieć, ale nie wie jak to ubrać w słowa. W końcu przełamała się.
- Heh właściwie to mnie uprzedziłaś. Sama chciałam z tobą pogadać o tym. No wiesz, czy nie masz nic przeciwko temu. - zwróciła się do mojego brata - Shane? A ty? Co o tym myślisz?
Uśmiechnął się - Ja? Nie mam nic przeciwko. Naprawdę. Nawet mi miło że jestem takim twoim sennym bodyguard'em.
Zaśmieliśmy się wszyscy. Ten to jak coś powie to... Ah boki zrywać.

piątek, 6 lutego 2015

The end

No cóż tak jak w nagłówku. Nie będę już dodawać nowych postów. Nie wiem ile potrwa zanim wrócę. Teraz nie mam wogóle weny do pisania.

wtorek, 9 września 2014

Wielkie PRZEPRASZAM!!!!!!!

PRZEPRASZAM
Ostatnio pracuję nad kolejną notką i za parę dni powinna si pojawić.
Przepraszam wszystkich ludzi którzy weszli i przeczytali te rozdziały, które już są za długą nieobecność.
Zaczęła mi się szkoła średnia i więcej pracy mam.
Jeszcze raz wielkie
PRZEPRASZAM!!

piątek, 30 maja 2014

Rozdział III

**oczkami Claire
Obudził mnie ból w karku i barkach. Co dziwne, po otworzeniu oczu zobaczyłam jasnobrązowy sufit swojego pokoju. Rozejrzałam sie. Tak, to mój pokój. Z wczorajszego wieczoru pamiętam kolację, rozmowę z Shane'em, siedzenie w salonie i... całowanie z brunetem oraz siedzenie w ramionach chłopaka. Czyżby przyniósł mnie tu? pomyślałam. Na to wygląda. Już chciałam wstać, kiedy poczułam coś ciężkiego na brzuchu i pod głową. Wymacałam to "coś" ręką. Poczułam ramię Shane'a. Nie, nie mogliśmy tego zrobić. pomyślałam spanikowana. Ale nie. Mam na sobie wczorajsze ciuchy, czyli : przyniósł mnie tu i... co?Zasnął? Dowiem się jak wstanie.

**oczkami Shane'a
Wiem, że się obudziła. Ja też nie spałem, ale nie pokazałem tego. Udawałem że śpię. Po tym jak przytulona do mnie zasnęła, nie miałem serca jej budzić. A zasnąłem obok niej, bo nie chciała mnie puścić i przekręciła się tak że musiałem położyć się obok. Takie pytanie co ona myśli, widząc mnie leżącego przy niej. Postanowiłem nie męczyć dłużej Claire i "obudzić się". Najpierw mocniej przytuliłem ją do siebie, westchnąłem i otworzyłem oczy. Zobaczyłem roztrzepaną, zamyśloną dziewczynę. Uznałem że tak wygląda najpiękniej. Chyba wyczuła mój wzrok, bo spojrzała na mnie.
- Okey, dziwnie to zabrzmi, ale czy my...? - niedokończyła
- Nie, po za całowanie i przytulaniem do niczego nie doszło. A spaliśmy razem, bo nie chciałaś mnie póścić jak cię tu przyniosłem i odwróciłaś się w stronę ściany, więc musiałm położyć się obok. - wyszczerzyłem zęby widząc jej zeżenowaną minę i czerwone policzki.
- Najwyraźniej wygodnie mi było - też się uśmiechnęła.
- To co, jakieś śniadanie, co? - spytałem
- Ty robisz? Czy ja?
- A co byś zrobiła?
- A co byś chciał?
Zaśmiałem się.
- To ja zrobię. Idź pierwsza do łazienki, zjemy i lecę do pracy. A wogólę, to która godzina?
Zerka na zegarek.
- Masz na 8.00?
- Yhym.
- Bo masz 30 minut.
Gdy to usłyszałem, zerwałem się jak oparzony i przy drzwiach rzuciłem:
- Będę po 16.00, to razem zjemy.
Wleciałem do siebie, rekordowo ubrałem się, wziąłem torbę i po drodzę zakładając buty, wyleciałem z domu  jakby mnie piekło goniło. Piekło zwące się Morganville.

__15 minut póżniej__
Rekord. Jestem za dziesiąć ósma. Cały czerwony wszedłem przez zaplecze do biura Ed'a.
- Piekło cię goniło, czy jak? - rzucił zamiast przywitania.
- Cześć, jeśli piekłem nazywasz to miasto to tak. Goniło mnie. - odpowiedziałem.
Zaśmiał sie i powiedział - Dobra więc tak, na zapleczu masz szafkę nr 9 - podał mi mały klucz na sznurku z numerem 9 - Zmiana o 16.00, przychodzisz w poniedziałki, wtorki i czwartki. - podsuwa mi kartkę i długopis - Napisz tu swój numer, żebym w razie czego, wezwał cię, gdyby któryś z chłopaków zaniemógł. A teraz chodź.
Wyszliśmy z biura i weszliśmy przez wahadłowe drzwi obok. W środku znajdowała się kuchnia. Była w kolorze stali i jasnej zieleni. Stanowisk było 6. 3 stoły i osobno zlew, suszarka i zmywarka przemysłowa. Dziewięciu ludzi odwróciło głowy w naszą stronę.
- Załogo! - wrzasnął - to jest Collins. Nowy Siekacz. - odwrócił się do mnie i podał mi fartuch - Trzymaj. W szafce zostaw swoje rzeczy.
Reszta oczywiście wróciła do swoich zajęć.

**oczkami Claire
Nie chciałam sama siedzieć w domu. Bałam się że to uczucie samotności wróci. Poszłam do Common Grounds. Na moje szczęście Eve stała za ladą, więc kiedy mnie zobaczyła krzyknęła do szefa o 10 minutach przerwy i pociągnęła mnie w zacienione miejsce pod ścianą.
- O co chodzi z Shane'em? Widziałam go jak pędził gdzieś jakby go szatan gonił! - rzuciła.
- Wstał wpół do ósmej, a na ósma do pracy ma.
- On ma pracę? - była zdziwiona.
- No... tak. Jest Siekaczem w Bar&Grill.
- Tam mają najlepsze grillowane żarełko! Jak on tam pracę dostał?
- Jego znajomy jest tam szefem. Ed czy jakoś tak.
- Nie kojarzę gościa - spojrzała na zegarek na prawej ręce - Dobra, ja wracam do pracy, to co mocha?
- Z chęcią. Pouczę się trochę
- Wiecznie się uczysz. Weź przestań, bo ci mózgownica wybuchnie.
Spojrzałyśmy po sobie i wybuchłyśmy śmiechem.

__2 godziny później__
Wróciłam do domu. W kawiarni zrobiło się tłoczno i duszno. Nawet włączona klima nic nie dawała. A mnie zaczynała boleć głowa. Wzięłam tabletki przeciwbólowe i położyłam się spać.

**oczkami Shane'a
Kroiłem właśnie wielkim tasakiem żeberka, kiedy Kate, ok. 30-letnia ruda kelnerka, zawołała:
- Collins! Jakaś blondi do ciebie!
- Idę!
Zostawiłem mięcho i nóż i poszedłem na salę. Podszedłem do Kate.
- Gdzie ona jest? - spytałem
- Tam stoi - wskazała - w zielonej bluzce ze wzorem.
Spojrzałem w tamtą stronę i zorientowałem się że to ta dziewczyna, która przypominała mi Alysse. Podszedłem do niej. Z bliska jeszcze bardziej wydawało mi się że to Lyss, jakimś cudem przeżyła pożar.
- Wiem, że odciągam cię od zabawy w znęcanie się nad mięsem dużym nożem, co od zawsze lubiłeś, ale chciałam żebyś wiedział.
- Ale co wiedział? B na razie to wiem że wyglądasz jak moja zmarła siostra. A wogóle to skąd wiesz co lubię?
- Powiedziałeś że wyglądam jak Alyssa. No właśnie. Przyjrzyj mi się Shane. Pomyśl, wyglądam jak ona, wiem o tobie dużo. Co ci się narzuca?
- Że jesteś Alyssą.
Uśmiechnęła się i zrozumiałem że... że to ona. Że jest moją siostrą o której myślałem że nie żyje. Że jakimś cudem udało jej się uciec z płonącego domu. Nie mogłem w to uwierzyć.
- Słuchaj mieszkam na West Lot Street 714. Powiem szefowi, że sprawa rodzinna i spędzimy ten czas razem. Poznasz moją współlokatorkę. - powiedziałem z uśmiechem.
- Okey, poczekam tu.
Jezuu. Nie wierzyłem w to. Alyssa żyje. Moja mała siostrzyczka żyje.
Zapukałem do drzwi biura i wszedłem.
- Ed jest sprawa. Muszę wyjść.
- Dlaczego? Co się dzieje?
- Słuchaj po prostu muszę wyjść. To bardzo ważne. Wiem, że nie będzie Siekacza i któryś z chłopaków będzie miał podwójną robotę, ale to na prawdę ważne
- Dziewczyna ci rodzi?
- Nie
- Ciotka przyjeżdża?
- Nie
- To co? Collins mów. Co się stało? - był zdenerwowany.
- Alyssa żyje. - -powiedziałem na jednym wydechu.
Spojrzał na mnie jak na kosmitę.Oczywiście wiedział o tragedii sprzed dwóch lat.
- Jak to żyje?
- No po prostu... Słuchaj to dla mnie też jest to szok. Przez 2 lata myślałem że odeszła. Przez te 2 lata zdążyłem się oswoić z myślą że nie wróci. Że zawiodłem.A teraz się okazuje że żyje. Proszę cię, daj mi na resztę zmiany wolne. I pozwól mi spędzić ten dzień z Lyss i Claire.
Na chwilę go zatkało. W końcu powiedział:
- Przyjdź w czwartek. Jutro masz wolne, więc spędź ten dzień z siostrą.
- Dzięki Ed.
- Spadaj już. A i pozdrów siostrę ode mnie.
Wyszedłem i wziąłem rzeczy z zaplecza. Siostra czekała na mnie tam, gdzie rozmawialiśmy.
- Zadzwonię do Claire i powiem że będę wcześniej. I masz pozdrowienia od Ed'a.
Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Odebrała po 3 sygnale.
- Co tam Shane? - usłyszałem.
- Wracam teraz do domu i przyprowadzę niespodziankę.
Alyssa spojrzała na mnie i uniosła brew. No tak, trochę dziwnie to zabrzmiało.
- Co? Jaką niespodziankę?
- Zobaczysz. - powiedziałem tajemniczo.
- Okey. To za ile będziesz?
- Za jakieś piętnaście, dwadzieścia minut.
- To czekam. Pa - i rozłączyła się.

**oczkami Claire
Co za niespodzianka? Trochę mnie to zaniepokoiło. Jest  po czternastej, a on zerwał się z pracy. A może go wylali? Nie, to niemożliwe. Shane uwielbia ostre rzeczy, a wyżywanie się na niewinnym mięsie to dla niego siódme niebo. Co się mogło stać? Gdy to pomyślałam, usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Już jest.
- Claire?! - krzyknął pytająco.
- Kuchnia! - odkrzyknęłam.
Chwilę później był w kuchni. Spojrzałam na niego pytająco i spytałam:
- Więc? Co to za niespodzianka?
Nic nie powiedział, tylko otworzył drzwi kuchni i powiedział do kogoś "wejdź". Do pomieszczenia weszła na oko 16-letnia blond dziewczyna. Miała włosy długie do pasa i zgrabną figurę. Ubrana była w zieloną bluzkę ze wzorem, czarne jeansy i zielone trampki za kostkę. Spojrzałam na Shane'a.
- Kto to?
- Usiądźmy to Alyssa opowie.
- Alyssa? - popatrzyłam na dziewczynę zdziwiona - Ale ty...
- Nie żyję? Wygląda na to że żyję.- odpowiedziała.
- Dob...ra - zaczęłam się jąkać - No.. to.... no... Kurcze no! Dobra! Mów co się stało, zanim ja zająkam się na śmierć. - zaśmiałam się.
Kątem oka widziałam rozbawioną minę Shane'a. Najwyraźniej bawiło go moje zakłopotanie.Ja mu dam śmiać się ze mnie! Usiedliśmy przy stole i siostra Shane'a zaczęła opowiadać:
- Spałam, kiedy wybuchł pożar. Obudził mnie smród palonego plastiku. Na noc zapaliłam świeczkę zapachową, którą włożyłam w plastikowy kubeczek stojący na papierowej podkładce. To nie Monica podłożyła ogień, żeby się na tobie zemścić Shane. To była moja wina. Zanim się zorientowałam ogień zajął biurko,a potem przeszedł na dywan. Udało mi się dostać do okna. Kidy zaczęły płonąć drzwi i szafa, nie miałam wyjścia. Słyszałam krzyki. Syreny Strażackie. Wiedziałam że jeśli zostanę tam dłużej - zginę. Otworzyłam okno i zawahałam się. Niby z piętra nie jest wysoko, ale jednak bałam się. Pokonałam strach i wyskoczyłam. Pamiętasz Shane te krzaki rosnące kilka metrów za domem? Kiedy wylądowałam, przeturlałam się do nich i straciłam przytomność. Ocknęłam się rano. Zobaczyłam spalone zgliszcza w miejscu gdzie parę godzin wcześniej stał dom. Na widok tej osmalonej ruiny, ugięły się pode mną nogi. Patrzyłam na to i prosiłam żebyście żyli. Chciałam was znaleźć, ale mimo że znam to miasto, nie wiedziałam gdzie moglibyście być. Postanowiłam ukryć się na jakiś czas. Przez parę miesięcy chowałam się po opuszczonych domach i innych miejscach gdzie dach był cały. Postanowiłam wyjść z ukrycia, zmienić wygląd i dane. Do tej pory wszyscy mnie znali jako Kelly Embers - nastolatkę mieszkającą w schronisku. Moja przyjaciółka ze szkoły znała prawdę. Pamiętasz Ellie, Shane? Zmarła w zeszłym roku na białaczkę. Przez półtora roku byłam inną osobą. Pół roku ukrywałam się przed światem. Kiedy wczoraj zobaczyłam Shane'a wychodzącego z baru, myślałam że mam zwidy. Ale domyśliłam się że wróciłeś i pewnie mieszkasz u Mike'a. Od tamtego momentu cały czas zastanawiałam się czy ci powiedzieć. Emily, jedna z kelnerek w Bar&Grill, powiedziała mi że się tam zatrudniłeś. Rano zdecydowałam powiedzieć ci prawdę. Że Żyję. Resztę już znasz.
Gdy skończyła opowiadać, widziałam że Shane - zresztą ja też - jest w szoku. Przez parę minut, a może godzin siedzieliśmy w ciszy.
W końcu nie wytrzymałam.
- Chce ktoś, coś do picia?
- Herbaty - powiedziała Alyssa z ulga że cisza została przerwana.
- Shane? Chcesz coś?

**oczkami Shane'a
Nadal byłem w szoku, kiedy Claire zaproponowała coś do picia. Kiedy spytała czy coś chce pomyślałem Tak, chce ciebie. Ale nie powiedziałem tego. Spytałem.
- Nie masz nic mocniejszego od tego wina co ci zostało kilka dni temu?
- Nie, ale jak chcesz to naleje ci wina.
- Nalej.
Spojrzałem na siostrę. Po za tym że urosła i trochę dojrzała, nie zmieniła się. Nie wiem jaki ma teraz charakter, ale znając ją jest uparta. To nie zmieniło się na pewno. Zauważyłem że na nią patrzę i uśmiechnęła się. Stwierdziłem, że skoro mam Claire - przyjaciółkę zawsze służącą pomocą, w dodatku mądrą i piękną - i Alyssę - siostrę, która okazała się żywa i jak najbardziej prawdziwa - to teraz może być tylko lepiej. A jeżeli ktoś będzie im groził, policzę się z nim osobiście. Pozna się z moją pięścią. I to dość blisko. Przez moje rozmyślania, nie zauważyłam kiedy dziewczyny zaczęły rozmawiać jakby znały się od lat i były najlepszymi przyjaciółkami.
Moje używanie mózgu zostało przerwane przez pukanie do drzwi. Claire spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym "Do ciebie?", ale ja wzruszyłem ramionami "Nie wiem kto to".
Brunetka poszła otworzyć, a ja za nią. Lyss została w kuchni. Za drzwiami stali Eve i Michael. Oboje uśmiechnięci.
- Hej, wejdźcie. - zaprosiła ich Claire.
- Siema. - rzuciłem na powitanie
- Cześc... gołąbeczki - Mike zaczął, a Eve skończyła.
- Co tu robicie?- spytałem.
- No wiesz, trzeci dzień jesteś w mieście, a my od dwóch lat cię nie widzieliśmy.
- Aha. Chodźcie do kuchni. - powiedziałem widząc że Claire tam idzie.
Popełniłem jeden błąd. Zapomniałem, że oni nie wiedzą o Alyssie. Prawie wybuchnąłem śmiechem widząc ich miny. Normalnie jakby ducha zobaczyli. O i jeszcze się rozśmieszam. Po prostu zacząłem się śmiać. Dołączyła do mnie Claire. Ja śmiałem się z nich,a Claire ze mnie. Oni stoją i gapią się na Lyss z wytrzeszczonymi oczami, moja siostra siedzi jak gdyby nigdy nic się nie stało i lekko się uśmiecha. Osoba patrząca na nas z boku miałaby niezła polewkę. No bo to na prawdę śmiesznie wyglądało. Dwoje się śmieje, dwoje stoi nie wiedząc co zrobić, a kolejna siedzi i się uśmiecha.
- Hymm... no tak. Alyssa żyje.- powiedziałem kiedy przestałem się brechtać, ale nadal się uśmiechałem.
Pierwsza z szoku wybudziła się Eve. I gdyby spojrzenie mogło zabijać, już bum leżał martwy. Troszkę się wkur... kowała.
- Od kiedy to wiesz? - Mike jak zwykle praktyczny.
- Podejrzewałem od wczoraj, a wiem od około godziny. Miałem zamiar jutro do was zadzwonić, ale mnie ubiegliście przychodząc tu.
- Ale ja to się stało że Lyss żyję? - dopytywała się Eve.
- W skrócie? Udało jej się uratować i przez dwa lata udawała Kelly Embers, aż dziś powiedziała kim naprawdę jest.
Następne kilka godzin siedzieliśmy w salonie jedząc, pijąc, wygłupiając się i śmiejąc. Co prawda rano inaczej wyobrażałem sobie ten dzień, ale taki przebieg wydarzeń wcale mi nie przeszkadza. Odzyskałem siostrę. Przestałem mieć wyrzuty sumienia, nawiedzające mnie od czasu pożaru.
A co najlepsze było dopiero przede mną. Gdy zegar wskazywał 22.00 Michael i Eve zmyli się do siebie. Alyssa chciała wracać do schroniska gdzie aktualnie miesza, ale Claire wybiła jej ten pomysł z głowy. Argumentem przekonującym było porównanie drogi do Domu Glassów na przeciwko, a schroniskiem po drugiej stronie miasta. Claire przekonując Lyss, powiedziała coś co bardzo mi się spodobało. Owe coś to możliwość zamieszkania tu.
W domu gdzie mieszkam.
W domu gdzie całowałem się z brunetką.
Gdzie powiedziałem jej co robiłem będąc poza miastem.
Gdzie ona zwierzyła mi się co przeżyła.
W tym domu nie będziemy mieszkać tylko we dwoje. Dołączy do nas dziewczyna, która przeżyła pożar i przez dwa lata była zagubiona, nie wiedziała czy żyję, czy wrócę.
Dziewczyna będąca moją siostrą o której myślałem jak o martwej.
We trójkę damy sobie rade ze wszystkim.
Pokonamy trudności jakie staną nam na drodze.

________________________________________________________________________
I jest.
Jestem z tego rozdziału dumna bo zajął mi 10 stron A5. Jest dłuuuuuuugi i się z tego cieszę.
Mam nadzieję że się wam spodoba.

wtorek, 1 kwietnia 2014

Rozdział II

** oczkami Claire
Po przebudzeniu znów ogarnął mnie smutek. Przypominane przez mnie wspomnienia z przed roku, są tak bolesne, że ledwie powstrzymywałam łzy. Ból nie minie, mogę go jedynie złagodzić i z radością wspominać rodziców. Załatać dziurę w sercu, pozwalając komuś by to zrobił. Pozwolić się pokochać. I nie odpychać tej miłości. Samotność znów dała o sobie znać. Nie! pomyślałam już nie jestem sama. Jest Shane. Tylko problem polega na tym, że musimy się lepiej poznać. I mam nadzieje, iż to się uda. Że, może kiedyś zostaniemy przyjaciółmi. Otrząsając się ze wspomnień i smutku, poczułam zapach jajecznicy i czegoś jeszcze, tylko nie wiem czego. Czyżby Shane buszował w kuchni? spytałam się w myślach. Nie zastanawiałam się długo. Wzięłam ubranie i poszłam się ogarnąć, bo na pewno nie pokażę się w piżamie. Która, nawiasem mówiąc była ze zwykłego, za dużego T-shirtu i majtek. Biorąc szybki prysznic, myślałam co zrobić na obiad. Chyba że, współlokator i tym mnie zaskoczy. Na schodach rozpoznałam zapach tej drugiej potrawy. Naleśniki. Różniły się formą, o tych które znam.
- Dzień dobry - powiedziałam do Shane'a w kuchni - Co tak wcześnie na nogach? Myślałam że, trochę pośpisz, a tu widzę i czuję coś dobrego co pichcisz.
- A witam, witam. Pomyślałem że, się odwdzięczę za przyjęcie mnie pod swój dach i zrobiłem śniadanie.A, o obiad nie musisz się martwić, bo wszystko obmyśliłem i wiem co zrobię.
Przez chwilę tylko stałam i patrzyłam na niego. Od śmierci rodziców, nikt nie troszczył się o mnie. To było.... Miłe. Bardzo miłe. Jeszcze ten obiad. Zaskoczył mnie. A może coś kombinuje? Przestań! zbeształam się w myślach Chce być tylko miły i odwdzięczyć się że może tu mieszkać. Chyba trochę go zaniepokoiłam tym milczeniem, bo spytał:
- Coś się stało? Zrobiłem coś nie tak?
Był wyraźnie zdenerwowany.
- Nie. Tylko to.... mnie trochę zaskoczyło. Pozytywnie oczywiście. Od śmierci rodziców nikt nie robił mi śniadania.
- To dobrze. Ykhm. Znaczy że cię zaskoczyło, a nie że nikt ci nie robił śniadania.

**oczkami Shane'a
Kiedy powiedziała że ją to pozytywnie zaskoczyło, miałem ochotę powiedzieć: "Skoro tak to będę ci robił śniadanie codziennie. A nawet zaniosę ci do łóżka." Nie powiedziałem tego. Uznałaby, że chce ją przelecieć. Okay. Tak, podniecała mnie. I to bardzo. Nie wiem czemu. Powinienem raczej szukać dziewczyn w swoim wieku, a nie brać się za młodszą studentkę.

** oczkami Claire
Zostawiłam Shane'owi klucze i powiedziałam o której wracam. Powiedział:
-Okay. Chce dziś znaleźć jakąś robotę, żeby ci na głowie nie siedzieć. Jakby coś, to jestem pod telefonem.
- Po tym śniadaniu powiem ci że jako kucharz byłbyś idealny.
-To nie był mój popisowy numer. Zasmakujesz dziś na obiedzie co potrafię ugotować. Z tym kucharzem to nie taki zły pomysł.
- Dobra lecę, za 20 min mam zajęcia. Miłego dnia i udanego połowu pracy.
- Tobie też miłego.
Wyszłam z domy myśląc co takiego Shane zrobi na obiad. Ma być coś, co on umie bardzo dobrze. Tylko pytanie: co mu dobrze wychodzi? A dobra tam. Nie otruje mnie. Do 16.00 kawał czasu.

**oczkami Shane'a
Idąc ulicami Morganville, czułem się dziwnie. Mijałem mnóstwo znajomych miejsc. Wspominałem te momenty z Michael'em , kiedy robiliśmy se jaja z Morell. Te wagary. Moment, kiedy Eve zaczęła się robić na Gotha. Mijałem ludzi. którzy znali mnie i moją rodzinę. Paru, tym którym lubiłem, kiwałem głową na powitanie. Ich zaskoczone miny mówiły same za siebie. Myśleli, ba, mieli nadzieję że Collins nie wróci. Tu ich mam. Wróciłem. i nie robię kłopotów, nie mam (na razie) problemow z prawem. Ale jak ktoś mnie wnerwi to straci parę zębów. Śliwę pod okiem zarobi. Być może nos mu złamię.
Na pierwszy ogień wybrałem Bar&Grill. Tam zawsze kogoś potrzebują. A to kelnerki, pomywacza, albo jakiegoś do krojenia mięcha. A że nożem posługiwać się umiem, to będę się nadawał. Fajne w tym jest to że, poza wypłatą, po swojej zmianie to co z ciepłego zostało bierzesz do domu. Nic się nie marnuje. Nic nie idzie do kosza. No, chyba że kości. A płaca nie jest zła. 8 dolców za godzinę, a zmiany po 8 godzin. Bar jest 24/24.
Wchodząc do środka czuć grillowane mięso.
- Cześć Ed. Znajdzie się jakaś robota?
- Collins? - był zdziwiony - Praca się znajdzie, o ile będziesz grzeczny. Zasady w kuchni znasz. Jeden wyskok z policją i wylatujesz.
- Wiem, wiem. A ta robota to na jakim stanowisku?
- Siekacza. Rozumiesz: dostajesz mięso i wiadomość jak to kroisz i podajesz dalej, zaznaczając swój punkt że zrobione.
- Pasuje. Skoro mogę trzymać tasak i wyżyć się na padlinie to biorę.
- Zaczynasz jutro. Bądź przed ósmą.
- Dobra.
No więc, jestem oficjalnie pracującym Siekaczem mięsa w Bar&Grill. Super.
Idąc do drzwi patrzyłem po stolikach, czy może ktoś znajomy siedzi. Zauważyłem 16-17 letnią blondynkę, patrzącą na mnie. Jej twarz przypominała mi Alyssę. Zatrzymałem się. Była tak podobna do Lyss, że prawie uwierzyłem że to moja siostra. Tylko to nie może być ona, bo moja siostra nie żyje. W oczach dziewczyny zobaczyłem strach. Wstała i szybkim krokiem poszła w stronę toalet.Wystraszyła się mnie czy jak? Chciałem za nią iść, ale stwierdziłem że jeszcze mnie zwyzywa od zboczeńców, a tego nie chce.

**oczkami Claire
Czemu czas tak wolno płynie jak na coś czekamy? Co chwila zerkam na zegarek, zastanawiając się nad obiadem-niespodzianką. To co profesor mówił mam w małym palcu, więc mogłam myślami odpłynąć.
Dopiero po 14, a kończę o 16. Olałabym resztę zajęć, gdyby nie to że muszę je zaliczyć. Historia świata nie jest tak ważnym fakultetem więc mogę nie mieć piątki z tego, ale z zajęć laboratoryjnych to już na 100% muszę. W końcu to jeden z głównych fakultetów na moim wydziale.

**oczkami Shane'a
Będąc w domu i robiąc moją specjalność, słuchałem radia. Leciało Florance and The Machine - Never Let Me Go. Nie ma szału, ale zawsze coś. Lepsze to, niż siedzenie w ciszy. Zerknąłem na zegar wiszący na ścianie obok tylnego wejścia. 15.40. Dolałem sosu do naczynia w piekarniku, zmniejszyłem temperaturę i sprawdziłem co z makaronem. Jeszcze musi się podgotować. W międzyczasie przygotowałem talerze i ogólnie nakryłem stół. Mam nadzieje że, będzie smakować Claire. Przepis na to danie, czyli: pieczone żeberka w sosie miodowym z makaronem muszelki, mam od mamy, kiedy jeszcze żyła. A no i kiedy dom nie był zgliszczem spalonych ruin. Spojrzenie na zegarek. 16.00 Odcedziłem gotowy makaron i rozdzieliłem na talerze. To samo zrobiłem z żeberkami. Muszelki dodatkowo polałem sosem z żeberek. Wyjmowałem z lodówki lemoniadę, kiedy usłyszałem:
- Jestem! - wołała Claire.
- Chodź do kuchni! - zawołałem ją.
- Tak pysznie pachnie ta twoja specjalność?
- Tak. Siadaj i próbuj.
Patrzyłem jak sięga po widelec, nóż i próbuje żeberek. Sam zrobiłem to samo. Widziałem jak zamyka oczy i wzdycha.
- Smakuje? - pytam ciekawy.
- To jest rewelacyjne. Mięso prawie rozpływa się w ustach, ten sos dodaje trochę słodyczy, a połączenie całości z lekko kwaskową lemoniadą daje fenomenalny efekt.
- Dzięki. Miałem nadzieję, że ci będzie smakować.
- A co z twoją pracą? Znalazłeś coś?
- Znalazłem. Jestem oficjalnie Siekaczem mięsa w Bar&Grill.
- Super. Gratuluję.

----30 min później----
Siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy jakiś film akcji na DVD. Claire coraz bliżej się przysuwała, a ja.... cóż nie pozostawałem jej dłużny.  W końcu byliśmy tak blisko siebie, że najzwyczajniej objąłem ją. Nie wyrwała się. Nawet lepiej. Wtuliła się w mnie i zwróciła twarz w moją stronę. Nie wytrzymałem. Pocałowałem ją. Oddała pocałunek. Z ochotą, jakby na to czekała, bym powiedział. Była niesamowita. Taka delikatna i odważna zarazem. Film przestał nas interesować. Wieczór był.... nie do opisania. Zależy mi na niej. O moich przywidzeniach z Alyssą powiem Claire jutro. Na razie... Na razie jest zajęta czymś innym. Mną.
______________________________________________
Nie jestem tak do końca zadowolona z tego rozdziału. Ale może wam się spodoba. Liczę na was kochani ludkowie. I przepraszam za długą nieobecność oraz że nie dałam playlisty przy której to pisałam. Mam nadzieję że mi wybaczycie.

poniedziałek, 3 marca 2014

Osóbki

Gdyby tak ktoś chciał się zapoznać z bohaterami to specjalnie dla was stworzony post z nimi.


Claire Danvers
16 lat
Mój ojciec dostał zawału, oboje z mamą dostali pozwolenie na wyjazd z miasta na leczenie. Miasto za wszystko płaciło. Jechali samochodem do Dallas. Prowadził tata. Kiedy byli na autostradzie, jakiś tirowiec jadący za nimi stracił panowanie na pojazdem i po prostu wjechał w nich. Tata zmarł na miejscu, a mama w szpitalu, podczas próby ratowania jej życia. Kiedy się o tym dowiedziałam, sama Założycielka powiedziała mi że, jestem już na tyle dorosła żeby mieszkać sama.
Dała mi dokument w którym było że sądownie i prawnie jestem dorosła mimo swoich niecałych 15 lat. Po za tym dokumentem dostałam klucze do domu i dowiedziałam się że dopóki nie skończę 18 lat ze wszystkich rachunków jestem zwolniona. Później dowiedziałam się że w zamian za to mam pracować u Myrnina.
No i to cała moja historia.






















Shane Collins
18 lat
Śmierć Alyss i spalony dom.
Później, mama zaczęła mieć depresje i to taką że się z niej nie wyleczyła bo podcięła sobie żyły. Przynajmniej taka jest wersja dla niewiedzących o ciemnej stronie miasta. Tak naprawdę przypomniała sobie o mieście i tym całym tałatajstwie, wykorzystali chwilę gdy była sama w pokoju i upozorowali samobójstwo. Ja przez ten czas odkąd wpadła w tą depresję zacząłem.... zacząłem ćpać. Ojciec pił. Kiedy matka umarła, w ciągu paru tygodni ojciec znalazł jakiś gang motocyklistów, którzy stali się dla niego najlepszymi kumplami. Ja przestałem brać i się ogarnąłem. Ojciec też przypomniał sobie o wampirach i zapragnął zemsty. Chciał mnie wysłać na zwiady żebym mu wysyłał listy które pijawy są najgorsze i gdzie można je znaleźć. Wróciłem do miasta, ale nie dlatego że ojciec tego chciał, ja sam tego chciałem.
















Eve Rosser
18 lat
Niesamowita baristka.

















Michael Glass
18 lat
Genialny muzyk.























Myrnin
wiek nieznany
Szalony naukowiec, wynalazca.

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział I

rozdział edytowany
Dedyk dla Kaspiana. 
Wariacie mój już niedługo się zobaczymy.
pisane przy: 
Adam Lambert - Better Than I Know Myself
Nicole Scherzinger - Try With Me
Adam Lambert - Never Close Our Eyes

The Calling - Adrienne
Imagine Dragons - Bleeding Out
Joe Jonas - All This Time
Kacper - Posłuchaj mnie
Seether - Broken
The Rasmus - In The Shadow
Imagine Dragons - Radioactive
Lacuna Coil - Spellbound

Westlife - Close Your Eyes
Morandi - Angeles
Colbie Caillat - When The Darkness Comes
Kase and Wrethov - One Life
Florence and The Machine - Drumming Song
Florence and The Machine - Never Let Me Go
Imagine Dragons - My Faut
Avicii - My Brother
Mike Posner - Cooler Than Me
_________________________________________________________________

** perspektywa Shane'a
No i wróciłem. Wiedziałem że tak będzie. A to że wróciłem sam, to już inna sprawa. Tylko teraz powstał problem gdzie się ulokować. Niby mógłbym u Michael'a, bo dzwonił i się pytał kiedy wracam. Tak, to dobry pomysł. Zadzwonię do Mike'a i spytam czy oferta zamieszkania z nim nadal aktualna.
2 sygnały..... 4 sygnały..... odbiera.
- Dom Glassów, Eve przy telefonie. - mówi damski głos.
- Eve? Rosser? Co ty robisz u Michael'a? - pytam zdziwiony.
- No Rosser, Rosser. A co robię u Mike'ego powiem jeśli zdradzisz kto dzwoni.
- Shane Collins, a teraz mów co robisz u Glassów.
- Collins?! Bosz, wracasz do miasta? Super. Mieszkam z Michael'em jakbyś chciał wiedzieć ciemnoto.
- Tak wracam. Kogo jeszcze tam macie? Żebym się nie zdziwił jak tam będę.
- Tylko ja i Michael. A na przeciwko Danvers mieszka sama. To kiedy będziesz?
- Jakoś za 20 minut. Wiesz może czy oferta wolnego pokoju wystawionego przez blond Glassa jest ważna?
- Tak, jest ważna. Dobra to powiem Mike'owi że będziesz.
- Spoko. Na razie.
- Narka.
Rosser u Glassa mieszka? Oni - razem? No okey Eve odkąd skończyła 14 lat się w nim buja z wzajemnością, no ale że mieszkają razem? Dobra, ich sprawa. Zaraz, chwila, moment. Danvers mieszka SAMA? Ona nie ma czasem 16 lat? No chyba że u nas też nie mieli jej czego uczyć i studiuje na miejscowej uczelni. Ciekawe czy bardzo się zmieniła? pomyślałem. Cholera, Collins o czym ty myślisz?!
~~~~~~~~~~~~
Idąc w stronę Lot Street zamyśliłem się. Co jest raczej niezbyt dobrym pomysłem w tym mieście. No więc zmyślony nie zauważyłem skulonego w cieniu krwiopijce, który chyba tylko czekał na rozkojrzonego gościa idącego chodnikiem. Zorientowałem się dopiero jak przygwoździł mnie do ściany i powoli nachylał się w stronę mojej szyi. Byłem tak zdezorientowany że nie wiedziałem co robić.
- Myrnin!! Zostaw go!! - krzyczała jakaś dziewczyna.
Wampir, zrezygnowany westchnął tylko, puścił mnie i odsunął się. Miał na sobie zieloną hawajską koszule, beżowe bermudy i...... kapcie króliki-wampiry na nogach.
- Claire, nie widzisz że poluję? A taka dorodna zdobycz mi się trafiła. - powiedział Myrnin(?) do dziewczyny.
- U siebie w lodówce masz świeżą dostawę. Idź do domu i nie poluj na nikogo po drodze. Co, znów zmieniły ci się upodobania? - spytała Claire(?) i dodała mówiąc do mnie - Przepraszam za niego. Nic ci nie zrobił? - spojrzała na mnie - Zaraz, chwila. Shane?! No nie wierze! Wróciłeś. - znów zwracając się do wampa - Jeszcze tu jesteś? Mówiłam ci idź do domu. Chyba nie chcesz żeby Bob ucierpiał?
- Nie - zaskamlał.
- To co ty tu robisz?
- Już idę - szybko dodał przestraszony - Ale nie zrobisz nic Bobowi?
- Nie, jeśli zaraz pójdziesz do swojej nory.
Jak tylko skończyła to zdanie, Myrnin w wampirzym tempie śmignął do... no tam gdzie miał iść. Claire nie tylko zmieniła się pod względem wyglądu w ciągu tych dwóch lat, ale też z charakteru stała się odważniejsza.
- Claire? Kto to w ogóle był? - spytałem
- Myrnin? Mój szalony szef naukowiec. A Bob to jego pająk, którego kocha, dlatego był taki przestraszony kiedy zagroziłam że coś mu zrobię. To gdzie szedłeś, zanim ten wariat ci przeszkodził?
- Ja? Do Domu Glassa. Dopiero co wróciłem i na razie nie mam gdzie mieszkać, a Mike zaproponował pokój u siebie.
- Aha. Chodź najpierw do mnie, bo Myrnin drasnął kłem twoją szyję i krwawisz. Opatrzę ci to i dopiero pójdziesz do Michaela'a. Może być?
- No dobra.
~~~~~~~~~~~~
Ulica Lot Street nie zmieniła się za bardzo odkąd byłem tu ostatni raz. Dom Claire wyglądał prawie tak samo jak stojący naprzeciwko Dom Glassów, tyle że u Claire ganek był odmalowany na biało i zawieszony byłe dzwonki wietrzne. Drzwi były ciemno brązowe, a barierki ciemno zielone. Fajnie to wyglądało, zwłaszcza z tymi czerwonymi dachówkami na dachu. Nie wiem czy sama malowała dom, czy zatrudniła fachowców, ale dom wyglądał o wiele lepiej niż Dom Glassów naprzeciwko. Kiedy weszliśmy do środka, Claire wrzuciła do muszli stojącej na szafce klucze, odwróciła się do mnie i powiedziała:
- Idź do łazienki. Jest na górze, trzecie drzwi po lewej. Ja zaraz do ciebie przyjdę tylko wezmę z kuchni apteczkę.
Nie powiedziałem nic tylko kiwnąłem głową i poszedłem we wskazanym kierunku. Patrząc na układ pomieszczeń, można było dostać deja vu. Pokoje były tak samo rozmieszczone jak w każdym innym Domu Założycielki. Nawet wiedząc o tym, byłem zdziwiony. Doszedłem do łazienki. Była głównie w odcieniach niebieskiego, ale miała też trochę czerwieni i przebłyski czarnego. Dawało to niezły efekt. Widać Danvers ma dobry gust przyszło mi na myśl. Usiadłem na krawędzi wanny i czekałem na Claire. Po 5 minutach przyszła z czerwoną apteczką. Położyła ją na szafce przy drzwiach, otworzyła i wyjęła potrzebne rzeczy do opatrzenia rany. Wodą utlenioną zmoczyła wacik, lekko przekrzywiła moją głowę i zaczęła przemywać draśnięcie.
- Rana nie jest duża, ale lepiej założyć opatrunek. - stwierdziła i przykleiła opatrunek do mojej szyi. - No i gotowe. Chcesz coś do picia? Colę, sok, kawę czy coś innego?
- A co innego masz? - spytałem zaciekawiony.
- Wodę i chyba zostało mi trochę wina, po przedwczorajszym obiedzie. To co chcesz?
- Cola wystarczy. No chyba że chcesz mnie upić? - zażartowałem.
Widać jej to nie rozśmieszyło, bo spojrzała na mnie i wyszła. Zdezorientowany poszedłem za nią. Była w kuchni. Siedziała przy stole i chowała twarz w dłoniach.
- Co się stało? Powiedziałem coś nie tak? Claire, o co chodzi?
- Po prostu..... zorientowałam się że.... czuje się samotna.... i kiedy zażartowałeś z tym winem.... zresztą, nieważne. - wstała, podeszła do okna i podparła się rękoma o parapet, a głowę zwiesiła.
- Claire, nie wyjdę stąd, dopóki nie dowiem się o co chodzi. Pamiętasz, co mi powiedziałaś dwa lata temu na pogrzebie mojej siostry? Że jakbym chciał pogadać to żebym przyszedł do ciebie. Teraz ty masz jakiś problem i możesz mi powiedzieć co się dzieje. 
- Chodzi o to że..... - podniosła głowę, odwróciła się i spojrzała na mnie - że chciałabym żebyś zamieszkał tu ze mną. Wiem, wiem że pewnie wolisz mieszkać z kumplem, którego znasz od dzieciństwa, ale spójrz na to tak że mi także będzie łatwiej. Zrozumiem jeśli powiesz że wolisz mieszkać u przyjaciela niż u dziewczyny, którą ledwo znasz.
Normalnie mnie zatkało. Zamieszkać tu? Z nią? Chciałem od razu się zgodzić, ale wyszłoby na to że tylko czekałem aż to zaproponuje. Wiem, że będzie jej łatwiej dzieląc opłaty na dwie osoby, no i nie będzie już doskwierać jej samotność. Co powiedzieć? Zgodzić się? Czy powiedzieć że nie? 
- Jaki problem żebym lepiej cię poznał? Widzę że nie jest ci łatwo mieszkać samej, więc...... - a co tam przetrzymam ją trochę.
- Więc? No mów, Shane, no! - Była coraz bardziej zniecierpliwiona.
- Werble proszę..... więc, się zgadzam! - powiedziałem z uśmiechem.
- Naprawdę? 
- Naprawdę. U Mike'a i tak pewnie czułbym się jak piąte koło u wozu bo Eve z nim mieszka, a podejrzewam że są ze sobą więc, nie mam nic do stracenia. Znajdę jakąś pracę i pomogę ci z opłatami, zrobię jakiś obiad co parę dni, no i nie pozwolę ci więcej chodzić bez uśmiechu na twarzy.
Uśmiechnęła się szeroko. - Shane, jesteś niesamowity! Dzięki. Bardzo ci dziękuję.
Naszą rozmowę przerwał dzwonek mojego telefonu. Na ekranie wyświetliło się że Michael dzwoni.
- Przepraszam na chwilę. - powiedziałem do Claire, a do telefonu rzuciłem - Co tam Mike?
- Stary gdzie ty jesteś? Miałeś być 40 minut temu. 
- Serio? 
- Tak. Serio. Eve się martwi że coś cię zjadło.
- No bo prawie zjadło. W końcu to Morganville. Mike wy jesteście z Eve parą?
- Eee... to żeś mnie zaskoczył. Tak, jesteśmy razem, a co?
- Tak myślałem. Stary słuchaj, rezygnuje z mieszkania u ciebie.
- Co? Czemu?
- No bo ktoś inny mi zaproponował mieszkanie razem i szczerze mówiąc bardzie mi to odpowiada, bo nie będę czuł się jak piąte koło u wozu. A mieszkając z wami tak bym się czuł.
- N dobra, ale gdzie się zatrzymałeś?
- W domu na przeciwko, Glass.
- Na przeciwko? Tam przecież Danvers mieszka. 
- No wiem. - powiedziałem uśmiechając się.
- Wolisz prawie obcą dziewczynę od swojego kumpla? 
- Tak - mój uśmiech jest coraz szerszy
- Stary, szacun.
No tym to mnie normalnie zaskoczył. Przecież sam chciał żebym z nim zamieszkał. Aaaa, już wiem. Mnie nie ma to ma z Eve więcej miejsca dla siebie. Takie buty. Rozumiem.
- No to powiedz Eve że nic mi nie jest, nic mnie nie zjadło i  że od dziś jestem waszym sąsiadem z naprzeciwka.
- Powiem. Dobra kończę. Cześć.
- Na razie.
Rozłączyłem się i włożyłem telefon do kieszeni.
- No. To który pokój mogę zająć? - spytałem Claire. 
- Masz 2 do wyboru. Chcesz je obejrzeć? Żeby porównać który wolisz?
- A po co? Pierwszy z brzegu mi wystarczy. 
Lekko się uśmiechnęła i kręcąc głową, westchnęła. - W takim razie pierwsze drzwi na lewo.
- Okey.
- To idź się rozgość a ja odgrzeję obiad, bo na pewno jesteś głodny.
Jakby na potwierdzenie jaj słów głośno zaburczało mi w brzuchu. Na ten dźwięk parsknęła krótkim śmiechem i wygoniła mnie z kuchni mówiąc żebym za 20 minut przyszedł. Co miałem zrobić? Wziąłem swój brązowy worek marynarski, stojący w korytarzu i poszedłem do wskazanego pokoju.
~~~~~~~~~~~~
Pokój, który Claire mi wskazała był całkiem spory, był w kolorze brązowym, ale takim jakby ktoś do farby dodał mleka, pod oknem stoi łóżko z czarną pościelą przy którym stała beżowa szafka nocna. W oknie jakieś firanki, a na lewo od drzwi stała, też beżowa, szafa na ubrania, a na przeciwko stało biurko. Ogólne pokój ciekawie wyglądał, ale nie przypominał pokoju faceta. Ciekaw jestem czy dostanę pozwolenie na własną inwencje twórczą jeśli chodzi o pokój. Myślałem właśnie jak by tu zmienić pokój, kiedy Claire mnie zawołała na obiad.
~~~~~~~~~~~~
W kuchni zauważyłem że moja nowa współlokatorka odkąd zgodziłem się z nią zamieszkać jest 10 razy szczęśliwsza niż kiedy godzinę wcześniej. Samotność musiała na prawdę jej doskwierać. pomyślałem.
- No..... to co do żarełka? - spytałem ciekawy.
- Spaghetti z sosem mięsnym. Co ci dać do picia? - odpowiedziała
- A co chciałem wcześniej?
- Colę.... Jezuu! Zapomniałam, miałam ci ją dać, ale mnie wzięło na smutki. Już ci daje.
Zacząłem się śmiać. Tak najzwyczajniej w świecie się śmiałem. Po chwili dołączyła do mnie Claire i śmialiśmy się tak przez chwilę. Normalnie. I to było fajne. Po prostu pośmiać się z kimś kogo lubisz. Takie chwilę są niesamowite i ten nasz wspólny śmiech był niesamowity. Bo trochę nas do siebie zbliżył. W końcu się uspokoiliśmy.
- No... to było.... super. Idę po tą cole. - powiedziała Claire.
- Siedź, ja po nią pójdę. Też ci wziąć? 
- Wolę wodę, ale zrobię ci tę przyjemność i wypiję z tobą.
- Wystarczyło powiedzieć 'tak'. - uśmiechnąłem się.
- Tak. - też się uśmiechnęła.
Podszedłem do lodówki, wziąłem napój i podałem go Claire. Przez chwilę jedliśmy w ciszy. Oboje nadal się uśmiechaliśmy po tym naszym śmiechu. Skoncentrowałem się na jedzeniu i stwierdziłem że spaghetti jest naprawdę dobre. Nawet lepsze niż mojej mamy, zanim popadła w depresje i.... Ale dobra bez takich smętnych myśli. Teraz trzeba się cieszyć, bo mam dach nad głową i powoduję uśmiech na twarzy dziewczyny, która mi się podo.... Chwila!! O czym ja myślę? zbeształem się w myślach. Postanowiłem przerwać tę ciszę.
- Więc... studiujesz?
- Tak. Przeskoczyłam dwa semestry. 
- Jaki kierunek?
- Fizyka komputerowa.
- A u Myrnina? On Myrnin ma?
- Tak, Myrnin.
- Co robisz u niego?
- Jestem jego asystentką. Wiesz: przynieś, podaj, pozamiataj. Ale też mu pomagam w jego projektach i myślę nad tym żeby coś sama zrobić, ale na razie nie mam pomysłu co. A ty? Co robiłeś w ciągu tych dwóch lat nieobecności w mieście?
Kiedy zadała to pytanie, na początku nie wiedziałem co jej odpowiedzieć. Wahałem się między powiedzeniem prawdy, a skłamaniem. Claire musiała zauważyć że biję się z myślami, bo powiedziała:
- Shane, cokolwiek byś robił, to należy do przeszłości. To było dawno i nie należy wracać do przeszłości. Zostaw ją za sobą. Pozwól jej umrzeć. Ja też w ciągu tych dwóch lat nie miałam lekko. 
- Jak to? Co się stało?
- Jak ci powiem co, podzielisz się tym co cię dręczy? Cokolwiek to jest na pewno nie wyrzucę cię za to z domu. 
- Okey, powiem ci. Więc mów.
- Jakoś pół roku po tym jak wyjechaliście, mój ojciec dostał zawału. Oboje z mamą dostali pozwolenie na wyjazd z miasta na leczenie. Miasto za wszystko płaciło. Jechali samochodem do Dallas. Prowadził tata. Kiedy byli na autostradzie, jakiś tirowiec jadący za nimi stracił panowanie na pojazdem i po prostu wjechał w nich. Tata zmarł na miejscu, a mama w szpitalu, podczas próby ratowania jej życia. Kiedy się o tym dowiedziałam, sama Założycielka powiedziała mi że, jestem już na tyle dorosła żeby mieszkać sama.
Dała mi dokument w którym było że sądownie i prawnie jestem dorosła mimo swoich niecałych 15 lat. Po za tym dokumentem dostałam klucze do domu i dowiedziałam się że dopóki nie skończę 18 lat ze wszystkich rachunków jestem zwolniona. Później dowiedziałam się że w zamian za to mam pracować u Myrnina.
No i to cała moja historia.
- Rzeczywiście nie miałaś lekko. Ja też nie miałem, więc wiem jak się mogłaś czuć po stracie rodziców.
- Taa... Dobra teraz ty mów co się działo. Obiecałeś.
- Wiem. No więc, jak wyjechaliśmy... - westchnąłem - od czego tu zacząć?... Zatrzymaliśmy się w jakiejś małej mieścinie, nawet mniejszej od Morganville, zatrzymaliśmy się w motelu i przez jakiś czas tam mieszkaliśmy, mieliśmy trochę kasy bo dostaliśmy odszkodowanie za śmierć Alyss i spalony dom.
Później, mama zaczęła mieć depresje i to taką że się z niej nie wyleczyła bo podcięła sobie żyły. Przynajmniej taka jest wersja dla niewiedzących o ciemnej stronie miasta. Tak naprawdę przypomniała sobie o mieście i tym całym tałatajstwie, wykorzystali chwilę gdy była sama w pokoju i upozorowali samobójstwo. Ja przez ten czas odkąd wpadła w tą depresję zacząłem.... zacząłem ćpać. Ojciec pił. Kiedy matka umarła, w ciągu paru tygodni ojciec znalazł jakiś gang motocyklistów, którzy stali się dla niego najlepszymi kumplami. Ja przestałem brać i się ogarnąłem. Ojciec też przypomniał sobie o wampirach i zapragnął zemsty. Chciał mnie wysłać na zwiady żebym mu wysyłał listy które pijawy są najgorsze i gdzie można je znaleźć. Wróciłem do miasta, ale nie dlatego że ojciec tego chciał, ja sam tego chciałem. Resztę już znasz. - zakończyłem moją opowieść. Przez chwilę trwaliśmy w ciszy. Ja musiałem się oswoić z tym że powiedziałem komuś o swoim życiu, a Claire... Claire chyba musiała to przetrawić.
- Miałeś nawet gorzej ode mnie.
- Taa. Chyba tak. - westchnąłem i weselej dodałem - Dobra! Dość tych smutków, coś wesołego trzeba zrobić. Takie pytanie do ciebie mam.
- Wal.
- Mógłbym przemalować pokój? Bo taki trochę nie męski jest. - uśmiechnąłem się niewinnie.
- Kiedy chcesz go przemalować? - też się uśmiechnęła, tylko jakoś tak... inaczej.
- Jak farbę kupię.
- A kiedy kupisz farbę?
Wyraźnie się ze mną drażniła.
- Się zobaczy.
- Ale co się zobaczy?
Czy mi się zdaje czy ona ze mną flirtuję?
- Jutro albo pojutrze kupię farbę.
- A kiedy pomalujesz?
- Myślę o weekendzie.
- Pomóc ci? Wolne wtedy mam.
- Jeśli chcesz.
- Chce.
Po naszej jakże fascynującej rozmowie, która jak się okazało trwała do 21:00, poszedłem do siebie. Położyłem się do łóżka. Leżałem ze 2 godziny, ale jakoś nie mogłem zasnąć. A że nie chciało mi się ruszać, postanowiłem poleżeć. Pomyślałem że może wkońcu sen mnie zmoży. I tak się stało. Po paru godzinach.
______________________________________________________________________
Ufff. Nareszcie skończyłam. Pisałam ten rozdział kilka dni i jestem z niego nawet zadowolona. Mam nadzieję że i wam się spodoba.