niedziela, 2 grudnia 2012

Rozdział I

  Dedykacja dla mojego Lucyferka. 
Kocham cię wariacie ty mój.

Kto by pomyślał że tan dzień zacznie się tak... pechowo.
Może zacznę od początku żeby się nie pomieszało. Rano bym zaspała bo mój brat mnie nie obudził, a budzik zadzwonił 20 minut za późno, nie odrobiłam zadań z matmy i zapomniałam o wypracowaniu o Szekspirze na angola.
Do tego Rysh się na mnie uwziął i mam zostawać po lekcjach przez dwa tygodnie. Teraz siedzę na hiszpańskim i próbuję się zorientować o czym mówi pan Terenz, bo za Chiny nie rozumiem. Obok mnie siedzi mój kumpel z dzieciństwa Michael. Michael ma blond włosy, oczy niebieskie jak bezchmurne niebo. Twarz ma nawet ładną, szczęka lekko kwadratowa i nieźle umięśnione ramiona. Połowa dziewczyn w szkole się w nim podkochuje, a on nawet tego nie zauważa. Michael ma zwykły styl, ale gdy stanie na scenie staje się prawdziwą gwiazdą. Dziś założył czarny T-shirt, skóra z małymi ćwiekami na rękawach, podarte na kolanach granatowe spodnie i czarne trampki. Włosy ma jak zwykle ułożone w lekki nieład. Moje rozmyślania przerwał wchodzący do klasy dyrektor:
- Przepraszam że przerywam, ale mamy nowego ucznia w klasie. Proszę wejdź Shane.
Do sali wszedł boski chłopak. Ma ciemne oczy i włosy, które wyglądają jakby dopiero co wstał z łóżka. Czarna bluzka z nazwą jakiegoś zespołu przywierała do jego umięśnionego ciała, granatowe jeansy idealnie przywierały do jego nóg. No nareszcie – pomyślałam.
- Przedstaw się. - powiedział Terenz do chłopaka.
- Nazywam się Shane Collins.- odpowiedział.
- Powiedz coś o sobie.
- Przeprowadziłem się tu z Nowego Yorku, chociaż mieszkałem tu do 13 roku życia. To w skrócie, co chcecie wiedzieć?
- Masz dziewczynę? - powiedziała jakaś laska siedząca pod ścianą.
- Tak, – rozejrzał się po sali, gdy mnie dostrzegł uśmiechnął się – siedzi w ostatniej ławce pod oknem.
Uśmiechnęłam się do niego, a wszystkie dziewczyny zabijały mnie wzrokiem. Nie moja wina że mam boskiego chłopaka, a nikt o tym nie wiedział – pomyślałam.
- Michael, od następnej lekcji hiszpana niech tu siedzi Shane, plissss.- szepnęłam do kumpla z ławki.
- Dobra, zakochana panno. - odszepnął zgryźliwie.
Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy rzucili się do wyjścia, poza mną i Shane'em. Podszłam do niego i całusem w policzek się przywitałam.
- Hej. - powiedziałam
- Cześć, czemu wszystkie dziewczyny jak powiedziałem że jesteś moją dziewczyną zabijały cię wzrokiem? - spytał gdy wychodziliśmy z klasy.
- Bo żadna o tym nie wiedziała.
- Nie powiedziałaś im?
- Żadna, poza Eve się mną nie interesuje, to po co mam na siłę mówić że mam boskiego chłopaka.
- Ok, nie wnikam. To co wracasz dziś ze mną?
- Jasne.
Później mieliśmy razem jeszcze tylko jedną lekcję, a mianowicie Wf. Dzień zaczął się fatalnie, a skończył wspaniale. Głównie dzięki Shane'owi, ale to taki szczegół.
Po szkole razem wróciliśmy do domu Glassów, gdzie cała nasza czwórka razem mieszka. A mówiąc czwórka mówię o sobie, Shane'nie, Michael'u i Eve.
Do swojego pokoju poszłam około 23.00, a zasługa w tym Shane'a bo zaciągnął mnie do swojego pokoju.Gdy tylko weszłam od razu skierowałam się w stronę łóżka, myślałam już tylko o położeniu się spać.

1 komentarz:

  1. Zajebiste !!! Super sie czyta !! Poprosze dedyka w następnych XD

    OdpowiedzUsuń